Dawno, dawno temu...a może nie tak dawno, wielkookie sowy opanowały dziecięce pokoje. Pojawiły się wszędzie: jako motywy na tkaninach, ubrankach, meblach, kanapkach, a przede wszystkim jako poduszki i przytulanki. Założę się, że każda szyjąca przytulaki mama wyprodukowała przynajmniej jedną sowę, zgadza się? Na pewno tak... :)
Sowie szaleństwo zawitało także do FUNaberii. Były to początki mojej przygody z maszyną do szycia i szczerze mówiąc, nie wróżyły wielkich sukcesów na tym polu. Poznajcie Pana Pokrakę, pierwszą sowę jaką uszyłam, i w ogóle pierwszą stworzoną przeze mnie przytulankę. Imię bohatera zupełnie nie przypadkowe, ale darzę go ogromnym sentymentem, gdyż był w swoim czasie ulubionym partnerem sparingowym Meli Marceli. Test na wytrzymałość przeszedł bezproblemowo, a do kwestii estetycznych Marcela wielkiej wagi nie przykładała.
Pan Pokraka, czyli ciężkie początki :) |
Na szczęście, przygoda z sowami nie skończyła się na Panu Pokrace. Od jego czasów z FUNaberyjnego gniazda kilka ich wyleciało i zapewniam Was, że wraz z nimi w górę poszybowała również poprzeczka estetyczna. Dokumentacji nie ma, musicie więc mi wierzyć na słowo. A dzisiaj przedstawiam ostatni projekt. Oto Aleksander, dla znajomych Olek. Sprytna sówka z pierzastym brzuszkiem, na sesji w towarzystwie Sowy Malwiny, starszej ciotki ze spokrewnionej sowiej rodziny. I jak Wam się podoba?
Malwina i Olek, sympatyczni przedstawiciele odmiennych sowich gatunków. |