Pan Hipolit od dawna chodził mi po głowie, wywołując paskudne migreny. Nic dziwnego, w końcu hipopotam swoje waży. Gdzie bym nie spojrzała, tam był: na okładkach książek w witrynie, na wieczku pudełka z jogurtem, w otworze gębowym Małej M... taki miała swój gryzak ulubiony =) Wzięłam się więc do roboty, żeby natręta z głowy przegonić: narysowałam, wykroiłam, zszyłam i ...wyszła pokraka, trochę koń, a trochę krowa, z uszami wielkimi jak u słonia. Nie poddając się: narysowałam, wykroiłam, zszyłam i jest, oto on, hipo jak malowanie! Zgryz ma trochę krzywy, ale to prototyp, one tak mają. Do spania, przytulania albo w roli maski, z którą można przywitać listonosza =)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz